15 października 2011

Ochota na samotne zapomnienie

Przy różnych gustach kulinarnych poszczególnych członków rodziny, trudno o eksperymentalne menu. Trudno też o delektowanie się nim sam na sam. Nie wiem jak Wy, ale ja szczerze nienawidzę, gdy grzebie mi się w talerzu. Po prostu dostaję szału, a jak mi ktoś rzuca żurawia na to co jem, to już w ogóle oczy wydrapać! Tym razem postanowiłam zrobić coś tylko dla siebie. Wybór padł na Sałatkę warzywną na ciepło wg przepisu Sophie Dahl.
Z pełną pachnącą michą usiadłam naprzeciw piekarnika i patrzyłam jak dopieka się najwspanialsza na świecie szarlotka wg przepisu mojej mamy (niedługo podam Wam na nią przepis).

Na sałatkę potrzebne będą:
  • 1 czerwona cebula
  • 1 słodki ziemniak
  • 2 marchewki
  • 2 korzenie pasternaku (ja użyłam pietruszki)
  • 1 seler
  • 2 buraki
  • sól, pieprz
  • oliwa
  • garść orzechów włoskich
  • garść poruszonej fety
Dressing:
  • 2 łyżki oliwy
  • 1 pęczek natki pietruszki
  • 1 łyżka octu balsamicznego
  • 1 łyżeczka musztardy diżońskiej
  • sok z cytryn

Rozgrzej piekarnik do 220 C . Obierz warzywa i pokrój wzdłuż na ćwiartki. Rozłóż je na blasze do pieczenia, dopraw i porządnie polej oliwą. Piecz 30 min. kilka razy obracając kawałki. Pięć minut przed końcem wysyp na osobną blachę orzechy, wstaw do piekarnika i upraż (pilnuj ich, bo inaczej przybiorą stan z mojego zdjęcia powyżej;)))

Składniki dressingu (bez natki) wlej do małego słoiczka, zakręć i mocno wstrząśnij. Upieczone warzywa przełóż do miski, polej dressingiem , posyp pokruszoną fetą, natką i prażonymi orzechami.


Jak smakuje? Słodycz braków, chrupkość marchewki, miękkość ziemniaka, aromat selera i pietruszki idealnie współgrają z kwaskowym dressingiem, ostrą fetą i prażonymi orzechami.
Dla kogo? Dla smutasów i melancholików jesienno-zimowych. Sałatka poprawia nastrój!

18 komentarzy:

  1. Zachęcająca sałatka :) a takie gotowanie i pieczenie znam doskonale. Wybredne istoty z tych moich domowników a ja jem różniste rzeczy. Pozdrawiam cieplutko zazdroszcząc odrobinę tej sałatki :) ja zakup książki Sophie mam dopiero w planach.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie na szczęście na ma wybrednych istot,zjedzą wszystko co zrobię,byleby było z mięsem ;)
    Sałatka wygląda smakowicie,ale niestety mój stan nie pozwala mi wyjść z łóżka aby cokolwiek zrobić.Może wysłałbyś mi kurierem miseczkę? :)

    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie jadłam ale brzmi pysznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, to coś dla mnie! I tylko dla mnie, bo już widzę minę męża i dzieciaków na widok pietruszki czy selera...ech...nie wiedzą co tracą:) Na szarlotkę czekam!!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To już się Ciebie boję :P
    Ja z tych paskud, które niemal całe życie dłubały w talerzu - aby "u cioci na imieninach" nie paść z głodu i musiałam dzielnie oddzielać mięsko od warzywek... bo nikt nie miał ochoty myśleć o jednej dziwnej takiej "wybrednej" ;P

    Sałatka brzmi ciekawie :)

    Ach w końcu weekend! a więc udanego! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha! Ja też nie znoszę gdy ktoś mi grzebie w moim talerzu! Dokładnie znam ten bórl :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Mmmm, aż mi w brzuszu zaburczało! Uwielbiam takie warzywne eksperymenty, więc pewnie niedługo wypróbję. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja nie smutas jesienny, ale i tak wypróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Co do eksperymentalnej kuchni, to właśnie mam obawy, czy zupa indyjska będzie smakować wszystkim gościom ;)
    Jak zawsze wspaniałe zdjęcie , chodź myślałam ,że na pierwszej fotce sfotografowałaś liście, a tu taka smaczna niespodzianka.

    Miłego weekendu

    OdpowiedzUsuń
  10. oj narobiłas mi ochoty na tą apetyczną sałatkę! Z pewnością smakuje równie apetycznie jak przedstawiłaś ją na zdjęciach. Ja niestety jestem ostatnio na wymuszonej lekami diecie więc mogę się tylko obejść smakiem na takie potrawy;-(a ślinka cieknie;-(

    OdpowiedzUsuń
  11. mmm... pyszności
    ale tu u ciebie ładnie
    pozdrawiam i zapraszam też do mnie
    www.antek-artystycznie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. apetycznie, apetycznie :)
    Ja na szczęście mam otwartych na moje eksperymenty wygłodnialców, mam łatwiej :)
    Ale podkradania mi z talerza też straszliwie nie znoszę, sama chętnie poczęstuję, ale żeby ktokolwiek mi w nim próbował grzebać, o nie! taki uraz z dzieciństwa :)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  13. OO nie znam takiej a brzmi i wyglada fajnie przekonalas mnie ta chrupkoscia :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Wygląda i brzmi pysznie, chyba spróbuję:) Pozdrawiam i życzę smacznego;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ilooko, odniosłam wrażenie, że właśnie jakaś smutnawa jesteś w tym poście, a może to tylko wrażenie. Ale masz rację, że dobre jedzonko może poprawić humor i to bardzo. Ja czekam z niecierpliwością na najwspanialszą szarlotkę Twojej mamy, to będzie druga do kolekcji, bo pierwszą najwspanialsza robi moja :):)
    A grzebanie w czyimś talerzu? W restauracji sama częstuję bliskich, jak jemy coś innego. Ale wiele razy byłam świadkiem, jak ktoś komuś tylko znajomemu wyjadał, bo to tak na luzie, a bo tylko parę frytek, a bo tylko spróbuję co jesz. Dla mnie to brak kultury i koniec. Oddałabym talerz od razu pod nos i niech żre resztę. Ale taka akcja mi się nie trafiła, na szczęście, bo pewnie i znajomość by się skończyła.
    Pozdrawiam raz jeszcze ze słonecznego i mroźnego Lublina

    OdpowiedzUsuń
  16. bywają chwile, że nawet trzeba koniecznie zrobić coś tylko dla siebie.. dlatego całkowicie Cię rozumiem i zgadzam się, że wyżeranie z czyjegoś talerza, to jest przynajmniej irytujące:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo zachęcająco wygląda ta sałatka :) chociaż ja do buraków mam uraz z dzieciństwa, no ale może pieczone? hmmm :) Czekam na przepis na szarlotkę i jej piękne zdjęcia :)
    Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
  18. Mmmm pycha...ostatnio też lubię pieczone warzywka...:-)szczególnie buraczki...no i ten aromat z ich pieczenia:-) Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń