Przy różnych gustach kulinarnych poszczególnych członków rodziny, trudno o eksperymentalne menu. Trudno też o delektowanie się nim sam na sam. Nie wiem jak Wy, ale ja szczerze nienawidzę, gdy grzebie mi się w talerzu. Po prostu dostaję szału, a jak mi ktoś rzuca żurawia na to co jem, to już w ogóle oczy wydrapać! Tym razem postanowiłam zrobić coś tylko dla siebie. Wybór padł na Sałatkę warzywną na ciepło wg przepisu Sophie Dahl.
Z pełną pachnącą michą usiadłam naprzeciw piekarnika i patrzyłam jak dopieka się najwspanialsza na świecie szarlotka wg przepisu mojej mamy (niedługo podam Wam na nią przepis).
Na sałatkę potrzebne będą:Z pełną pachnącą michą usiadłam naprzeciw piekarnika i patrzyłam jak dopieka się najwspanialsza na świecie szarlotka wg przepisu mojej mamy (niedługo podam Wam na nią przepis).
- 1 czerwona cebula
- 1 słodki ziemniak
- 2 marchewki
- 2 korzenie pasternaku (ja użyłam pietruszki)
- 1 seler
- 2 buraki
- sól, pieprz
- oliwa
- garść orzechów włoskich
- garść poruszonej fety
- 2 łyżki oliwy
- 1 pęczek natki pietruszki
- 1 łyżka octu balsamicznego
- 1 łyżeczka musztardy diżońskiej
- sok z cytryn
Rozgrzej piekarnik do 220 C . Obierz warzywa i pokrój wzdłuż na ćwiartki. Rozłóż je na blasze do pieczenia, dopraw i porządnie polej oliwą. Piecz 30 min. kilka razy obracając kawałki. Pięć minut przed końcem wysyp na osobną blachę orzechy, wstaw do piekarnika i upraż (pilnuj ich, bo inaczej przybiorą stan z mojego zdjęcia powyżej;)))
Składniki dressingu (bez natki) wlej do małego słoiczka, zakręć i mocno wstrząśnij. Upieczone warzywa przełóż do miski, polej dressingiem , posyp pokruszoną fetą, natką i prażonymi orzechami.
Zachęcająca sałatka :) a takie gotowanie i pieczenie znam doskonale. Wybredne istoty z tych moich domowników a ja jem różniste rzeczy. Pozdrawiam cieplutko zazdroszcząc odrobinę tej sałatki :) ja zakup książki Sophie mam dopiero w planach.
OdpowiedzUsuńU mnie na szczęście na ma wybrednych istot,zjedzą wszystko co zrobię,byleby było z mięsem ;)
OdpowiedzUsuńSałatka wygląda smakowicie,ale niestety mój stan nie pozwala mi wyjść z łóżka aby cokolwiek zrobić.Może wysłałbyś mi kurierem miseczkę? :)
Pozdrawiam cieplutko.
Nigdy nie jadłam ale brzmi pysznie!
OdpowiedzUsuńOoo, to coś dla mnie! I tylko dla mnie, bo już widzę minę męża i dzieciaków na widok pietruszki czy selera...ech...nie wiedzą co tracą:) Na szarlotkę czekam!!:)
OdpowiedzUsuńTo już się Ciebie boję :P
OdpowiedzUsuńJa z tych paskud, które niemal całe życie dłubały w talerzu - aby "u cioci na imieninach" nie paść z głodu i musiałam dzielnie oddzielać mięsko od warzywek... bo nikt nie miał ochoty myśleć o jednej dziwnej takiej "wybrednej" ;P
Sałatka brzmi ciekawie :)
Ach w końcu weekend! a więc udanego! :*
Ha! Ja też nie znoszę gdy ktoś mi grzebie w moim talerzu! Dokładnie znam ten bórl :)))
OdpowiedzUsuńMmmm, aż mi w brzuszu zaburczało! Uwielbiam takie warzywne eksperymenty, więc pewnie niedługo wypróbję. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu!
OdpowiedzUsuńJa nie smutas jesienny, ale i tak wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńCo do eksperymentalnej kuchni, to właśnie mam obawy, czy zupa indyjska będzie smakować wszystkim gościom ;)
OdpowiedzUsuńJak zawsze wspaniałe zdjęcie , chodź myślałam ,że na pierwszej fotce sfotografowałaś liście, a tu taka smaczna niespodzianka.
Miłego weekendu
oj narobiłas mi ochoty na tą apetyczną sałatkę! Z pewnością smakuje równie apetycznie jak przedstawiłaś ją na zdjęciach. Ja niestety jestem ostatnio na wymuszonej lekami diecie więc mogę się tylko obejść smakiem na takie potrawy;-(a ślinka cieknie;-(
OdpowiedzUsuńmmm... pyszności
OdpowiedzUsuńale tu u ciebie ładnie
pozdrawiam i zapraszam też do mnie
www.antek-artystycznie.blogspot.com
apetycznie, apetycznie :)
OdpowiedzUsuńJa na szczęście mam otwartych na moje eksperymenty wygłodnialców, mam łatwiej :)
Ale podkradania mi z talerza też straszliwie nie znoszę, sama chętnie poczęstuję, ale żeby ktokolwiek mi w nim próbował grzebać, o nie! taki uraz z dzieciństwa :)
Buziaki!
OO nie znam takiej a brzmi i wyglada fajnie przekonalas mnie ta chrupkoscia :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Wygląda i brzmi pysznie, chyba spróbuję:) Pozdrawiam i życzę smacznego;)
OdpowiedzUsuńIlooko, odniosłam wrażenie, że właśnie jakaś smutnawa jesteś w tym poście, a może to tylko wrażenie. Ale masz rację, że dobre jedzonko może poprawić humor i to bardzo. Ja czekam z niecierpliwością na najwspanialszą szarlotkę Twojej mamy, to będzie druga do kolekcji, bo pierwszą najwspanialsza robi moja :):)
OdpowiedzUsuńA grzebanie w czyimś talerzu? W restauracji sama częstuję bliskich, jak jemy coś innego. Ale wiele razy byłam świadkiem, jak ktoś komuś tylko znajomemu wyjadał, bo to tak na luzie, a bo tylko parę frytek, a bo tylko spróbuję co jesz. Dla mnie to brak kultury i koniec. Oddałabym talerz od razu pod nos i niech żre resztę. Ale taka akcja mi się nie trafiła, na szczęście, bo pewnie i znajomość by się skończyła.
Pozdrawiam raz jeszcze ze słonecznego i mroźnego Lublina
bywają chwile, że nawet trzeba koniecznie zrobić coś tylko dla siebie.. dlatego całkowicie Cię rozumiem i zgadzam się, że wyżeranie z czyjegoś talerza, to jest przynajmniej irytujące:)
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcająco wygląda ta sałatka :) chociaż ja do buraków mam uraz z dzieciństwa, no ale może pieczone? hmmm :) Czekam na przepis na szarlotkę i jej piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłego tygodnia!
Mmmm pycha...ostatnio też lubię pieczone warzywka...:-)szczególnie buraczki...no i ten aromat z ich pieczenia:-) Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuń