I znów żegnamy lato w Zielonej Chatce. Tym razem niedzielnym śniadaniem. Takie śniadanka na świeżym powietrzu praktykujemy bardzo często, pod warunkiem, że nie pada deszcz. Nawet zima nam nie straszna! Mieliśmy jednak problem z pomieszczeniem całego naszego "wystawnego" menu. Spadkowy stół przypominał wstęgę Mobiusa, a zjedzenie na nim zupy, bez ryzyka, że znajdzie się na kolanach, graniczyło z cudem. W końcu mamy full-wypas. Gero zrobił wspaniały, wielki stół i ławeczki. Teraz pod orzechem możemy ucztować komfortowo. A co kuchnia serwowała dzisiaj? Mój cudowny Małżonek zrobił przepyszny omlet z prażonymi szarymi renetami i malinami (wszystkie z naszego ogrodu). Jaja przywieźliśmy od mojego dziadka, zobaczcie jak ich kolor daje po oczach!
Nieuchronnie zbliża się jesień. W czasie śniadania, co rusz spadał na nas wielki żółty liść... I orzechy znów bogato obrodziły. Na jednym drzewie rosną w kiściach jak winogrona. Nie jesteśmy w stanie ich przejeść, dlatego obdarowujemy nimi wszystkich naszych znajomych. Na dzień dobry pytamy "Lubicie orzechy"? I wracają od nas z całym worem:)
P.S. Jeszcze Wam powiem, że najwyższy czas zmienić letnią pościel na cieplejsze pierzynki. Zmarzliśmy tej nocy... Chyba piec trzeba uruchomić:)
wszystko wygląda smakowicie, kolorowo i uroczo :)
OdpowiedzUsuńDZiękuję !:)
Usuńwspaniała poranna uczta:)
OdpowiedzUsuńTwój mąż to skarb skoro takie rzeczy potrafi przyrządzić:)
piękny stół i ta zastawa...
a jesień chyba odczuwamy wszyscy, zbliża się wielkimi krokami. Chciałabym aby była sucha i słoneczna. Takie lubię najbardziej.
pozdrowienia:*
Też lubię taką jesień, choć nasza studnia coraz płytsza... Ściskam Cię!
Usuńoj tak idzie jesień, ja już z katarem- finał ostatniej ulewy i ochłodzenia.... uwielbiam pić poranną kawkę chodząc po swoim ogródku, jest cicho, sennie i tak pachnie ;), ale mi będzie tego brakowało, ech trzeba czekać wiosny.... ściskam ;)
OdpowiedzUsuńMoże Aguś jesień nas jeszcze porozpieszcza? Kuruj się Kochana!
UsuńAle nam sie panowie zdublowali:):):)
OdpowiedzUsuńWy mieliście omlet na słodko, a u nas Pablo zrobił z grzybami i cebulką...
Nie wiem jak Ty, ale ja uwielbiam niedzielne śniadania przygotowane przez męża:)
Przepiękne, bardzo radosne zdjęcia:)
Uściski bardzo ciepłe dla Was:)
O mniam! Z grzybkami! Asiu u mnie w niedzielę w chatce zawsze pichci Gero. Jest albo frittata, albo omlet. Uwielbiam taką odmianę, pod nos mi podane;)))
UsuńBuziaki dla Ciebie i Pablo!
Iście letnie śniadanie. Przyznam, że nigdy nie jadłam omleta z jabłkami.
OdpowiedzUsuńStół solidny i pewnie będzie wiele imprez stołował:)
Fajnie macie z tym orzechem!
Myszko jabłka wcześniej trzeba uprażyć na masełku, z cukrem, a później siup na już tężejący omlet. Pycha!
UsuńA orzechy mamy 4!
Karolciu,dawno nic nie pisałam... nadrabiam dzisiejszym wpisem :)
OdpowiedzUsuńCudowne pożegnanie lata!Tak pyszne i kolorowe.Lubię te chwile kiedy lato przeplata się z jesienią.Kiedy wakacyjne słońce walczy jeszcze z jesiennym wiatrem.
Ech,mąż zdolniacha!Mój Maciek w niedzielę raczy nas tostami hihi
Pozdrawiam ciepło!
Paulinko bardzo się za Tobą stęskniłam! A prawda jest taka, że nawet zwykła buła z masłem, ale podana przez ukochanego do łózia, nam w zupełności wystarczy, prawda?
UsuńBuziaki Wielkie dla Was!
ależ wspaniałe śniadanie i cała cudowna rodzinka :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
Usuńdopiero teraz zauważyłam, że nie było widać mojego bloga - zapraszam do siebie :)
UsuńJaki koniec lata:)u was kolorowo, bajecznie, lipiec pełną gębą:) cofnijmy czas o te 2 miechy...Pozdrawiam, Bea
OdpowiedzUsuńTak chętnie bym się cofnęła...
UsuńPięknie żegnacie lato, wspaniałą ucztę pewnie mieliście, maliny godne pozazdroszczenia :)
OdpowiedzUsuńniestety jesień zbliża się coraz szybciej, mnie o tym poinformował zasmarkany nosek naszego malucha, mam nadzieję, że nie będzie przynajmniej bardzo deszczowa
Pozdrawiam
Moje dzieci też takie "niewyraźne" się zrobiły... Ech!
UsuńOj daje po oczach i nie tylko omlet. Wszystko jest ślicznie kolorowe. Apetyczna rodzinka
OdpowiedzUsuń:))) Dziękuję Maszko!
UsuńAleż piękny żółciutki omlecik, takie jeje znoszą tylko szczęśliwe kurki:)Mój Paweł w każdy weekend pichci dla nas, od śniadania po kolacje, to już taka nasza mała tradycja:)Wczoraj na obiad był sos grzybowy a dziś jajecznica z kurkami:). Uwielbiam weekendy!
OdpowiedzUsuńUdanego i twórczego tygodnia Ci życzę!
Mój tata mówi, że to bardziej kuropatwy niż kury, bo więcej po krzakach siedzą;)))No popatrz Ilo jakie my mamy szczęście;))) Ale mi smaka narobiłaś! Asia pisze o omlecie z grzybami, Ty o sosie grzybowym...
UsuńŚciskam Was!
Wspaniałe biesiadowanie :) same pyszności i do tego jak ładnie podane :)
OdpowiedzUsuńDziękuję moja Droga!
UsuńPiękne i pewnie smaczne śniadanie. Brawa dla męża za omlet. W takiej atmosferze miło spędza się czas. :)
OdpowiedzUsuńLloka, styl, szyk a jednocześnie nonszalancja:)
OdpowiedzUsuńJak dobrze jeść na świeżym powietrzu w Najlepszym Towarzystwie:)
Ja tez wczoraj obiad jadłam w ogrodzie:)
Pysznie i pięknie u Was :) Tak kolorowo! ahh uwielbiam tyle kolorów :) U nas podobnie, też każdą chwile spędzamy na Świerzym powietrzu, kawka i posiłki to ma zupełnie inny smak wtedy :)
OdpowiedzUsuńNie ma nic lepszego niż jedzenie na swierzym powietrzu.. wtedy wszystko 2 razy lepiej smakuje.. a stól SUPER
OdpowiedzUsuńTo się nazywają jaja od szczęśliwych kur..ten post wyjątkowo działa na moje kulinarno-wnętrzarskie zmysły..kolory lata , przeplatają się z kolorami jesienni..pięknie ci to wyszło Karoluś;-)pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńPiękny ten niedzielny poranek :-) Jedzenie przepysznie wygląda, piękny stół też widzę i dzieci piękne ;-) i cała rodzina taki super fajny obrazek :-)
OdpowiedzUsuńJaja od szczęśliwych kur :-) My w kanonie rodzinnych opowiastek mamy taką, że nasze dzieci nie chciały jeść jajecznicy z takich cudnych jaj bo byla za żółta... wysyłały nas do sklepu po normalne jajka... Co zrobić... nawet nie ma prawdziwej wsi w zasięgu znajomości, coby ich ktoś zapoznał z kurami, krowami itp... A jak byłam dzieckiem to podśmiewywałam się z chińskich dzieci, które jak do zoo jeździły na farmę, żeby kury i kaczki oglądać, no i masz Ci los ;-) Piękny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRewelacyjne sniadanie na łonie natury, ach ...
OdpowiedzUsuńMy od niedawna hodujemy kury, a od ok. miesiąca zaczęły się nieść. Mamy z tego ogromna frajde. Nasza córeczka ciągle chce je karmić i zaglądać czy są już jajka. Noi mamy komfort jedzenia czegos, co wiemy jak dokładnie powstało i że jest zdrowe.
Pozdrawiam i dobrego tygodnia!
Śliczny obrazek ,rodzinka w komplecie przy smakowitym śniadanku-u mnie już rzadko się zdarza odkąd starsze córki wyfruneły z domku najmłodsza cały tydzień ma tak wypełniony zajęciami, że w niedzielę śpi prawie do obiadu mąż chwilowo za granicą mnie zostaje kawka w ciszy i spokoju.
OdpowiedzUsuńTo pewnie jaja od koguta :). Tak nocki chłodnawe, ja już paliłam. Pięknie udekorowany stół. :)
OdpowiedzUsuńZDOLNY mAŁŻONEK I UGOTUJE I ZDJĘCIE ZROBI I STÓŁ POZBIJA Z DESEK :)
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądacie:) Pozdrawiam serdecznie,pa
OdpowiedzUsuńAga
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOstatnie podrygi lata i śniadanko po drzewem- zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńJakiś wspólny mianownik w męskich , jajecznych potrawach odnajduję -mój Grześ jest mistrzem jajecznicy na kilka sposobów (obowiązkowo serwowana w niedzielę)!
ale u Ciebie ślicznie bajkowo.a Ty w tym slodkim rożu bajka.pozdrawiam ela
OdpowiedzUsuńCudnie cudnie cudnie!!!! Tak wygladają śniadania tylko u Was - zazdroszczę! Stół i ławki są bardzo piękne w swej surowości - pochwal Gero koniecznie! no a za ten omlecik to mu się medal Perfekcyjnego Pana Domu należy, co??:)
OdpowiedzUsuńsliczne kolory u Ciebie :))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ag
i ja tu tak póxno zawitałam... Ach ten blogowy świat! Swoja drogą wciąż mam szanse na kolejną niespodziankę i motto i kolory i pomysły i radość, która tu tętni jak w przyspieszonym tempie serca bicie, wszystko po prostu takie bliskie mi :)))
OdpowiedzUsuńWitam się pierwszy raz i zostaję z ogromną radością, a tymczasem biegnę na spacer po blogu, żeby "nadrobić" zaległości i nie zadawać głupich pytań przy okazji nowych postów ;)
Serdeczności
Czy wczoraj tez tutaj byla ta posciel??:) haha bo ja wczoraj zagladalam tu i czytam i jej nie widzialam i dzisiaj nie moge uwierzyc, jak ja ja przeoczyc moglam!!!! Jest PRZECUDOWNA. Posciel marzenie moje!!!!!
OdpowiedzUsuńStol jest piekny rowniez...:)
Piękne zdjęcia , rodzinne śniadanko wygląda bardzo apetycznie. Lubię oglądać tą Twoją chatkę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam śniadania pod chmurką...u Was jak zwykle wszystko na tip top:-) piękna porcelana, stół przeuroczy, detale i drobiazgi klimatyczne....nawet maliny jak malowane:-)))
OdpowiedzUsuńA kolor wiejskich jajek zawsze doceniam!Piękny omlet!
Piękna rodzina!
pozdrawiam!
Pięknie to wygląda! Kolory takie ożywcze:)
OdpowiedzUsuńWpraszam sie na taka biesiade !!!!
OdpowiedzUsuńJesteś po prostu artystką!!!Zdjęcia bija taką cudowna atmosferą,że aż by się chciało przysiąść i wypić parę herbat i porozmawiać i zjeść omleta i porozmawiać i...tak w kółko.i te drobiazgi...ach, chyba bym się czuła jak w niebie w Twoich progach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Zapraszam po wyróżnienie :)))).
OdpowiedzUsuńAle smakowitości! I uwielbiam te niebieskie talerze - są cudne! Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńPisałam Ci już,że kocham Twoje zdjęcia?i stylizacje?jak nie,to już wiesz:)mam spore zaległości w podpatrywaniu blogów i właśnie się zorientowałam,że u Ciebie ominęło mnie bardzo dużo,ale przynajmniej będę miała czym cieszyć oczy w szarą burą jesień:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Marta
p.s.
śliczna z Was rodzinka!
Posiłek na świeżym powietrzu... aż mi się przypomniały czasy dzieciństwa u babci na wsi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko Was wszystkich =D
Gratuluję pięknych zdjęć w Werandzie, urocza ta chacinka Wasza:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń