24 października 2010

Ginące zawody-szewc

Czy ktoś chodzi jeszcze do szewca? Pytam przewrotnie, ponieważ dzisiaj buty można kupić za marne grosze, a naprawa okazuje się być nieopłacalna. Zakład szewski widoczny na moich zdjęciach istnieje już X lat. Lata swojej świetności ma dawno za sobą, czego właściciel nie jest już w stanie zauważyć. Dlaczego? Ponieważ zbyt często popada w stan zamroczenia. Jest przy tym mrukiem i chałturnikiem. Oddałam swego czasu kozaczki do wymiany fleków. Gdy zobaczyłam gwoździa wystającego z obcasa, omal na zawał nie zeszłam... To była moja ostatnia wizyta w tym zakładzie szewskim... Gdybym Wam pokazała wnętrze, to dopiero byłaby atrakcja, ale nie odważę się tam wejść z aparatem;)
Tak niewiele pozostało z dawnych usług. Ostatni męski fryzjer z panem golibrodą zamknięto rok temu, pracownia kapeluszy też nie wytrzymała praw rynkowych... Jest jeszcze niezły zakład introligatorski, ale ostatnio widziałam, że wymienił sobie szyld na nowszy, nie zdążyłam...
A Wy macie w okolicy jakieś zakłady usługowe, których świetność dawno minęła?




34 komentarze:

  1. Rzeczywiście niektóre zakłady wymierają, nie tylko z powodu konkurencji na rynku w postaci sieci marketów, firmowych sklepów,nieraz niskich cen obuwia (co wg. moich doświadczeń równa się niskiej jakości) ale również ze względu na osoby - właścicieli tychże przybytków (o czym miałaś niestety okazję się przekonać) czy też zmianę mentalności współczesnych nam ludzi.
    U mnie na osiedlu jest również szewc, witryna jego sklepu nie zmienia się, przynajmniej, od kilkunastu lat, wnętrze też nie zachwyca, mimo tego właściciel jest mistrzem w swoim fachu i nieraz widzę wchodzących i wychodzących klientów. Chociażby moja mama, miłośniczka wysokich obcasów, jest jego stałą klientką :) Ja odpadam (należę raczej do kategorii miłośników trampek, więc w razie awarii kropelka wystarcza :)
    Myślę, że miałaś dużego pecha trafiając na takiego czeladnika-patałacha, z grubsza rzecz ujmując.
    Mimo wszystko, mam jednak nadzieję, że kiedyś, gdy mój przyszły potomek wróci ze szkoły i zapyta się "kim jest szewc" to nie będę musiała mu tego tłumaczyć, tylko będę mogła go zabrać do takiego zakładu i pokazać na czym polega praca szewca.
    Oczywiście uogólniam sytuację, ale liczę po cichu, że takie zakłady przetrwają, i kiedy moje ulubione wizytowe buciki (chyba każda z nas takie ma :) będą potrzebowały regeneracji nie wyrzucę ich tylko oddam w dobre ręce do naprawy.

    Ależ się rozpisałam... Czasami dopada mnie taka potrzeba "wygadania się" ;)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam wrażenie,że zakłady "szewskie" przeżywają renesans.W mojej miejscowości powstało kilka punktów przyjęć i zakładów.I ja z jednego korzystam.Nabija mi na obcasy taki materiał,że jest nie do zdarcia.I mają zawsze sporo butów do naprawy.Syn często zanosi buty do podklejenia które niszczy jeżdżąc motorem.Zniknął natomiast zakład wytwarzający,szyjący kapelusze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ilooko, dla mnie to temat na posta, a nie komentarz;)
    G. pracuje w wymierającym zawodzie, bo kto dziś reperuje stare wersalki, sprężynowe fotele? Chyba tylko ,,wrażliwi inaczej,,.Tapicerstwo meblowe stało się branżą nieopłacalną (przynajmniej w Polsce, gdzie nie docenia się prawdziwego rzemiosła).Mieliśmy to szczęście ,że G. znalazł na rynku pracy lukę i obecnie zajmuje się renowacja starych samochodów .Czasami nachodzą mnie takie refleksje,że w dzisiejszych czasach brakuje wykwalifikowanych rzemieślników i dlatego poziom usług jest tak niski.
    Kiedyś trzeba było przejść długą drogę praktyk, pod okiem mistrza , żeby uzyskać prawo do wykonywania zawodu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry pomysł z tym uwiecznianiem ginących zawodów i zakładów. Jeszcze trochę a takie obrazki jak z Twoich fotek to będzie cenna dokumentacja historyczna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamietam z dziecinstwa ,ze chyba w kazdym szanujacym sie zakladzie szewskim na wystawie staly takie wlasnie drewniane buty, wielkie, ogromne! jako dziecko nie moglam sie nadziwic ze takie wielgasne buty ktos moglby nosic:)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja tego pana znam, i nawet jakby trochę lubię... Kiedyś nieświadoma weszłam do zakładu z córką, żeby pokazać jej jak pracuje pan szewc. Może nie był sympatyczny, ale nas nie wyrzucił, a nawet co nieco pokazał. Dopiero później mnie uświadomiono, że to jaskinia lwa.
    A znasz sklepik modniarski w Krakowie na ul. chyba św. Tomasza? Pracuje tam stareńka pani, a na ścianie wisi portret jej babki, też modniarki, rysowany przez Mehoffera bodajże. O ile ten zakład jeszcze istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mogę się zgodzić, że zawód szewca to zawód na wymarciu! nie wszyscy przecież kupują buty w chińskich marketach... ja regularnie korzystam z usług szewskich, bo koszt wymiany fleka czy obcasa jest znacząco niższy niż koszt buta! nie mówiąc już o tym, że nowe buty ze skórzaną podeszwą trzeba podzelować;-) i zwykle, gdy przychodzę do zakładu na półkach stoi sporo butów, wiec szewc raczej na brak ruchu w interesie nie narzeka ;-) a co do męskiego fryzjera - u nas jest taki jeden zakład w centrum, gdzie pan strzyże "na jedno kopyto" niezależnie od życzeń klientów ;-) ale widać ktoś tam przychodzi, skoro zakład jeszcze się trzyma ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na moim osiedlu, głęboko schowany w czeluściach piwnicy pewnego bloku jest szewc. Może nie jest typem wesołka, starszy pan, z rodziny mrukowatych, ale pracę wykonuje sprawnie i fachowo. Zachodzę do niego z butami które mają nietypowe obcasy, zwłaszcza są nietypowe jak je zdepczę na amen, bo chód mam jak stado otyłych słoni. Tymi normalniejszymi zajmuje się sama , kupuję w sklepie dla szewców fleki i wymieniam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz co, fajny temat poruszyłaś ... ja z dzieciństwa pamiętam np. repasację - moja mama nosiła pończochy i rajstopy do cerowania ... kto pomyślałby o tym w dzisiejszych czasach. U mnie jakoś przędzie jeszcze szklarz, ale i lustra u niego można zamówić, więc klientów ma ... szewc jest - jakoś przędzie, chociaż w zeszłym roku stwierdziłam, że po prostu nie opłaca się - za naprawę podeszwy zapłaciłam prawie połowę ceny nwych butów ... jest jeszcze szwaczka - nie krawiec, a szwaczka właśnie :)skracanie, naprawianie, zwężanie to jej zajęcia ... więcej nie pamiętam ... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. u mnie na szczęście jest kilka zakładów (zakładzików) szewskich i myślę,że nieżle prosperują,ponieważ czeka się na usługę 2-3 dni.Mam swojego ulubionego Pana Szewca,który reperuje moje "schodzone"obuwie,przedłużając tym samym ich żywotność i muszę powiedzieć,że robi to bardzo starannie.
    Zauważyłam natomiast,że sklepik kuśnierza zarósł pajęczyną,na szczęście już nikt,albo prawie nikt nie szyje sobie futer.Do ginących zawodów zaliczyłabym również zegarmistrzów,coraz częściej żyją ze sprzedaży zegarków niż z ich naprawy.
    Mozna tak wymieniać wiele ginących zawodów np:zdun,kowal,repasacze pończoch,krawcowe..
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiesz,z usług szewca korzystam i mam nadzieję,że zawód ten nie zaniknie,bo niczego sobie tak nie cenię ,jak dobrych butów.A jak już mam dobre, to zazwyczaj kilka lat i dbam aby trafiały do dobrego fachowca.
    Z zawodów "wymarłych",przypomniałam sobie jeden.
    Jeszcze jako mała dziewczynka,odwiedzałam z mamą nasz lubelski dom handlowy "pedet",zwany dziś śpiewnie "Galerią Centrum".Tam miała swoje malutkie stoisko pani w średnim wieku,która zajmowała się...cerowaniem pończoch.
    Można było zanieść do niej pończochy, w których "puściło oczko",a ona tak naprawiła,że śladu nie było...No a dziś która z nas zanosi pończochy do reperacji??!!!
    Jest jeszcze na...bodajże ul.Zielonej,zakład artystycznego cerowania ubrań,a może już go nie ma..Zanosiłam tam kilka lat temu spodnie od garnituru, ale pani niezbyt się popisała-dobrze dobrać kolor nici to ja sama potrafię:)Zszyte było okropnie a wiem,że sporo zapłaciłam...Nigdy więcej nie skorzystałam.
    Pozdrawiam,Agnieszka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tez ostatnio zauważyłam ,że zniknęły niektóre tego typu punkty usługowe . Zakład szewski, modystka , punkt w którym plisowano materiały i obciągano guziki. Ostatnio nabiegała się jak wariatka w poszukiwaniu magla ,bo ten do którego nosiłam pościel zamknięto! Niestety dla wielu staje się to nieopłacalne a czynsze za wynajem zjadają dochody .Jeszcze jeden wymarły fach przypomniał mi się z zamierzchłej przeszłości . Pan który jeździł z machinerią do ostrzenia i zatrzymując się na każdym podwórku darł się " Nooooże ostrzę ,nooożyczki.....!!!!.


    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  14. *Kolorowy Ptaku masz rację, nie można uogólniać. Zdarzają się wspaniali fachowcy i chwała im za to!
    *Aszka no widzisz, jest popyt, jest i zbyt:)A motocyklowe buty, to rzeczywiście wyższa sztuka szewska:)
    *Kamilo podziwiam Was! Masz rację jakość usług jest wprost proporcjonalna do kwalifikacji. Tylko kto dzisiaj chce się uczyć na kowala, szewca, tapicera? Zazwyczaj takie zakłady mają tradycje rodzinne i jeśli idzie za tym pasja, to i fach się znajdzie.
    *Rubinelo też czuję, że to był ostatni dzwonek na utrwalenie tego miejsca...
    *Agnesha na tej wystawie jest odwrotnie, buty są tycie tyciusieńkie:)
    *Bellis, to tymi samymi ścieżkami chodzimy? Ale z tego co widzę, to daleko jesteś od rodzinnych stron. Co do tego zakładu, to przechodziłam tamtędy w czasie studiów, ale kiedy to było...
    *Bossanova ja też korzystam z usług szewca(innego;) ale jak mi ten wspomniany przebił gwoździem obcas w butach, które kupiłam za bajońskią sumę, to nie mogłam napisać inaczej...
    *Wredula, może ta mrukowatość wynika z otoczenia w jakim przebywają?:)
    *Labernerie dzięki Tobie dowiedziałam się, że był ktoś taki jak repasaczka pończoch...:)
    *Scholu masz rację z tymi zegarmistrzami. U nas też jest jeden, ale więcej zajmują się sprzedażą.

    OdpowiedzUsuń
  15. *Słoneczniku wstyd się przyznać, ale ja już nic nie ceruję... wyrzucam i kupuję nowe, a jak idę na większą imprezę w rajstopach, to w torebce mam zapasowe:)
    *Ito:))) "Osełek" powiadasz?;)Niesamowite!
    Też pamiętam panią plisującą tkaniny. Moja mama często tam zanosiła materiały na spódniczki dla mnie:)A magiel u nas jest i owszem, ale w szarej strefie dorabia...

    OdpowiedzUsuń
  16. No jasne że są! Ba u nas jest cały "rzemieślnik" reliktów.
    P.S. mam wrażenie ze ciągoty do trunków to powszechna szewska przypadłość;]

    OdpowiedzUsuń
  17. Jam w B. narodzona i kształcona, a pod Wiśniczem spędziłam pół życia. Wiedziałam że jesteś sąsiadką, ale jak bliską, okazało się dopiero przy okazji szewca.
    A ze Szwecji wracamy w wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zainspirowałaś mnie do wędrówki po opolu i odnalezieniu tskich miejsc. Musiałam jednak skorzystać z pomocą mamy męża ponieważ sama mieszkam tu od 4 lat i nie zwracałam uwagi na takie miejsca, bo po prostu nie korzystam z takich usług ... Pamiętam za to sklepy, obecnie "lekko straszące" w miejscowosci mojej babci. W dzieciństwie sklep w którym handlowała babcia wydawał mi się jak z krainy marzeń, mimo, ze nie było tam wielkiego wyboru (cóz mogło być na poczatku lat 80?). Za to pamiętam te puszki metalowe na cukierki, wagę szalkową i odważniki, którymi uwielbiałam sie bawić. Pamiętam też, ze niedziele moja babcia spedzała często na klejeniu i opisywanu, liczeniu tzw. kartek na żywność i inne potrzebne rzeczy. Pamietam stosy takich zeszytów później na strychu u babci ... Ech wspomnienia ...

    OdpowiedzUsuń
  19. Mój szewc też zszedł do piwinicy...
    Odwiedzam go regularnie, bo mamy dobre, skórzane buty, które co jakiś czas wymagają jego interwencji ;)
    Repasaczki nie widziałam od lat, a cerowaczki szukałam bardzo długo (problemy z małą dziurką w mężowskim garniturze)
    Na szczęście magiel jest ;)

    Bardzo fajny post, Llooko :))
    Ściskam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. je przez wzgląd na nazwisko panieńskie mam sentyment do tego zawodu... ale szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatnio zanosiłam buty do szewca...

    OdpowiedzUsuń
  21. W moim mieście podobno istnieje gdzieś jeszcze zakład gorseciarski, gdzie pani od lat szyje ręcznie gorsety i staniki (?!) na miarę.. nie widziałam go nigdy więc może to tylko jedna z tych urban legends, ale kto wie.. podobno najrzadszym tam zjawiskiem jest dźwięk dzwoneczka sygnalizującego przybycie klientki :)... moi rodzice z kolei, od 100 lat :P prowadzą zakład krawiecki, taki typowy rzemieśliczy, w którym istnieje chyba najcięższa na świecie welurowa kotara zasłaniająca przymierzalnię :) kiedy byłam dzieckiem wyobrażałam sobie, że to teatralna kurtyna :) zakład mieści się w starej przedwojennej kamienicy, zawalony jest od góry do dołu belkami przeróżnych materiałów, na półeczkach stoją niczym zimowe przetwory słoiczki wypełnione po brzegi kolorowymi guzikami i zawsze kiedy przekracza się jego prób słychać warkot maszyny :) na szczęscie póki co ludzie doceniają jeszcze różnicę między garniturem zakupionym w sklepie, a takim uszytym na miarę.. więc moi rodzice nie narzekają na zbyt rzadki dźwięk dzwoneczka :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ty jak zrobisz wpis, to już zrobisz!
    Świetne! Cudowne fotki, jak z gazety.
    Pozdrawiam ciepło na nowy tydzień!

    OdpowiedzUsuń
  23. Z tym fryzjerem męskim to się zgodzę - chyba już u mnie w mieście takowego nie ma. Ale za to jest porządny szewc, nie stary, taki z tamtej epoki, ale nowoczesny, prowadzą go młodzi chłopcy i są naprawdę rewelacyjni...noszę tam moje ukochane oficerki już od lat trzech, i nadal wyglądają jak nowe, bo akurat do czego jak do czego ale do butów to ja się mocno przywiązuję i nie przeżyłabym gdyby jakiś szewc mi je schrzanił:-)

    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  24. Trafiłam do Ciebie przypadkiem, temat mnie skusił, bo...sama jestem szewcem. Niestety nie pracuję w tym zawodzie, wykształciłam się na ksiegową, jakże nudny zawód, szewc chociaż pić i klnąc może:)) zawsze marzyłam aby zostać projektantem obuwia, ale jakoś nie wyszło, studia były za daleko, a ja miałam wielką miłośc koło boku :) Coraz częściej marzę jednak o tym , żeby otworzyc taki zakład szewski, ale nie tylko naprawiać zużyte fleki, ale i produkowac buty jednego wzoru, na osobisty wymiar. To tylko marzenie ;)
    U nas tez jest taki szewc co paskudnie gwoździe wbija do obcasów i jego fleki odpadują po dwóch dniach, pracuje w zakopconej fajkami i oblazłej pajęczynami piwnicy, przestałam do niego chodzić, ale za to tęsknie bardzo za maglem, ten zapach wykrochmalonej i wymaglonej pościeli był cudowny !

    OdpowiedzUsuń
  25. A mnie wystawa tego zakładu po prostu "zwaliła z nóg"! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Szewstwo zdecydowanie przechodzi renesans, chociaż nie jest to już to samo rzemiosło, co kiedyś. Od czasów mojego dzieciństwa (dwadzieścia-kilka lat temu) aż po kilka lat wstecz, w Poznaniu, przy ulicy 28 Czerwca 1956r (daw. Dzierżyńskiego) istniał maleńki zakładzik szewski. Mawiało się "zanieś buty do Bronka". Pan Bronek (zmarł niestety już), już za czasów mojego dzieciństwa był wiekowy, ale pracę swoją lubił i był naprawdę fachurą. Potrafił zdziałać cuda z pantoflami mojej mamy, która strasznie niszczy buty. Potem pan Bronek zmarł, zakład ze dwa lata prowadziła jego córka, potem go zamknięto. Teraz w tym samym miejscu jest "Zakład Szewski mr. But" (!!!) Tragedia.

    Poznanianki, a kojarzycie przy ul. Głogowskiej 'Naprawa parasoli'? Istnieje dziesięciolecia! I nadal działa. I działa rewelacyjnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. mój wujek jest szewcem, takim prawdziwym jeśli można tak kogoś określić.Dzisiaj ma 85 lat i wciąż sprawne ręce tylko roboty ma mniej.... czasy się zmieniły, ludzie nie reperują butów i chyba jego wiek też ma swoje znaczenie. Za to radość jaką ma ze swojej pracy- BEZCENNA ! i dlatego czasami warto zatrzymać się, podarować sobie i jemu odrobinę przyjemności- choćby takiej z nowych fleków ;))

    OdpowiedzUsuń
  28. w miasteczku, w ktorym mieszkam (w irlandii) polska fryzjerka od tygodnia oferuje golenie na goraco (hot towel shave) i panowie juz zapisuja sie z wyprzedzeniem a cena 3x wyzsza od strzyzenia
    takze chyba golibroda wraca do lask. nie wiem jak w Pl

    gorseciarka, gdybym tylko miala taka w poblizu. Mysle ze gdybysmy my kobiety bardziej dbaly o nasze skarby...

    za czasow mojej mamy nikt sie nie zajmowal filozofia biustu, wiec i wiedzy potrzebnej mi nie przekazala. Moja corka bedzie uswiadomiona jak obliczyc sobie miseczke i poprawnie dobrac stanik. mam nadzieje ze zawod gorseciarki przetrwa do tych czasow

    swietny temat zes poruszyla

    OdpowiedzUsuń
  29. Kochana w Szczecinie przejeżdżam często tramwajem koło budyneczku gdzie na szyldzie jest napisane "naprawa parasolek" :))) zawsze się uśmiechałam na jego widok, nie wiem kto naprawia parasole w tych czasach :P a do szewca szłam jakieś pół roku temu mu podeszwa mi totalnie pękła :( a buty zbyt bardzo mi się podobały ( nie miałam rachunku aby isć z reklamacją :/) i pan nakleił na jednego i na drugiego buta "podeszwę" - odratował je jednym zdaniem ;)
    Pa :*

    OdpowiedzUsuń
  30. Świetne zdjęcia Llooko :)
    Faktycznie część zawodów wymiera, a szkoda, bo sama z sentymentem wspominam wizyty u szewca, krawca czy kusnierza....
    Wbrew pozorom w stolicy jest dużo takich pozostałości minionej epoki, np. jakieś spółdzielnie pracy kobiet Ogniwo lub coś podobnego.
    Nie wspomnę o tym jak zawiozłam moją maszynę do szycia do jedynego w wawie serwisu husqvarny, to kwadrans stałam z rozdziawioną gębą, bo jakbym się przeniosła 20-30 lat wstecz. Taki mikroskopijny, zapchany maszynami do szycia po sufit i nie odświeżany od 50 lat "zakładzik". Aż się obawiałam o mój sprzęt.
    Właściciel na szczęście okazał się przesympatycznym człowiekiem i nawet pokazał mi kilka przedwojennych maszyn do szycia. Moją też udało się naprawić ;-)
    Ale wrażenie niezłe....

    Ściskam :))

    OdpowiedzUsuń
  31. Lloko, u mnie w Anglii, gdzie jednak buty nienajlepszej jakosci wioda prym;) (przynajmniej takie mam wrazenie) tez szewc jest i ma sie dobrze:)).
    Chodze tam, bo jednak wole o buty dbac niz kupowac nowe co i rusz. A i sentyment mam duzy do zakladow szewskich od czasow dziecinstwa :), ten zapach, klimat...
    Piekne zdjecia (wystawa;)), pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  32. Dziękuję Kobietki za to, że dzielicie się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Takie wycieczki w przeszłość pozwalają choć w pamięci zachować miejsca, które już nie istnieją!

    OdpowiedzUsuń
  33. A ja muszę zanieść kowbojki do podbicia :)..bo potem szybko się zdzierają i krzywo się chodzi..
    Tu nie daleko jest spożywczy, też wygląda jak z PRLu ;), ale fotki nie robiłem jeszcze..a kolory to były raczej szarobure :D

    OdpowiedzUsuń
  34. *Wolf- kowbojki muszą być wiekowe, bo tylko wtedy niosą przez życie pewną drogą! Dzięki za odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń