Z focaccią pierwszy raz spotkałam się podczas pobytu w Toskanii. Kiedy wraz z rodzinką odwiedzaliśmy co rano pobliski sklepik, właściciel, starszy pan kroił w paski ciepłe jeszcze pieczywo posypane grubą solą. Sprytnie zawijał je w szarą papierową torebkę i wręczał do rączek moich dzieciaczków. Włosi kochają dzieci. W restauracjach i na ulicy spotykaliśmy się z uprzejmościami i okrzykami "bella bombino". Każda wizyta w trattorii zaczynała się od koszyczka focaccii i dzbana wina stołowego. Dlaczego to pieczywo tak mi smakuje? Ponieważ przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, kiedy babcia piekła podobne wypieki zwane"podpłomykami". Posypywała je makiem i cukrem. Muszę wypróbować i tą wersję. Często zachwycamy się obcą kuchnią, nie zdając sobie sprawy, że mamy polskie odpowiedniki światowych przysmaków.
Przepis z którego korzystałam znaleźć można tutaj. Gotowe focacci najlepiej posmarować dobrą oliwą i popijać czerwonym winem.
Przepis z którego korzystałam znaleźć można tutaj. Gotowe focacci najlepiej posmarować dobrą oliwą i popijać czerwonym winem.
koniecznie spróbuję,dzięki za przepis
OdpowiedzUsuńdoskonale wiesz, że jestem ogromną fanką focacci! a włochy kocham! dzięki więc za ten wpis!!!
OdpowiedzUsuńAleż apetyczny wpis! Narobiłaś mi ochoty na kolejną kuchenną próbę. :) Śliczne zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie ,też spróbuję ! Coś podobnego jadłam w Hiszpanii ,narobiłaś mi apetytu .
OdpowiedzUsuńI jak tu schudnąć skoro tyle cudowności na blogach można znaleźć!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Koniecznie będę musiała spróbować, tak apetycznie wygląda wszystko na zdjęciach. Przepis na papierze czerpanym(?)wygląda świetnie...jestem pełna podziwu dla klimatów które tworzysz.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko
przepis do wypróbowania, ale te zdjęcia....świetne!!!!
OdpowiedzUsuńI ja spróbuję...wygląda wyjątkowo apetycznie i też apetycznie się nazywa:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Do wypróbowania koniecznie, po tak apetycznej rekomendacji nie ma odwrotu. Przepis wykaligrafowany na papierze czerpanym urzekający (zwłaszcza że jest w towarzystwie aromatycznego rozmarynu)
OdpowiedzUsuńDzięki za przepis i piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńZgłodniałam patrząc! Przesyłam ciepełko.
Ależ zdjęcia niebywałe :))
OdpowiedzUsuńI przepis na pięknym papierze podkreślonym prostotą drewnianego spinacza :)
Jeszcze uchowało się wino?
Uwielbiam Włochy i Włochów, ależ ile oni jedzą - zazdroszczę im, bo nie widać tego po nich ;)
Joanno - wino traktujemy raczej jako pamiątkę. Jak sobie na nie patrzę, to od samego patrzenia dobrze mi się robi:)
OdpowiedzUsuńStula - polecam Ci też tą wersję, nie zawiedziesz się.
Ita - ja też na diecie, ale nie mogłam się oprzeć!
Włoskie jedzenie, jest takie proste w formie, ale w tej prostocie jest metoda!
Dzięki dziewczyny za odwiedziny i miłe słowa. Zrobiło mi się tak ciepło po Waszych słowach i wspomnieniach z wakacji!
Kiedyś szukałam przyczyn...niesłonego, toskańskiego chleba. Napisałam nawet opowieść o tym, jak to mój mąż polował w Pistoi na chlebek puszysty, słonkawy, pachnący- niczym nasz z piekarni za rogiem. Ubaw miałam z mojej drugiej połowy wielgachny- chodził, szukał, wertował, przynosił- a nasze dzieci zdobyczy jeść nie chciały. Pobuszowałam nieco i znalazłam informacje różne o niesłonym, toskańskim chlebie. Jedna z nich wiąże się z opowieścią, jak to dawno, dawno temu piekarze zbuntowali się, bo nieludzko wzrosły ceny soli, zaczęli więc piec chleb bez. Pewna Włoszka, której to powiedziałam, wzruszyła ramionami: "Iza, jeśli chleb jest u nas zakąską do rzeczy słonych, po co go solić?" Jakie to banalne! Twoje zdjęcia są cudownie klimatyczne. A focacci z pewnością warte wzięcia się za bary z przygotowaniem (potrafi mi wyjść zakalczyk nawet wtedy, gdy w przepisie stoi wyraźnie, że to "coś" udaje się wszystkim, widać ja nie jestem "wszyscy";))Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękna ta twoja Focaccia Looko ,piękna w pięknej aranżacji...i podkreślona wspomnieniami.Spróbuję tej wersji:))
OdpowiedzUsuń