Pierwsze łyżwy dostałam "od Mikołaja", gdy miałam 6 lat. Pamiętam jak dziś, gdy w nocy zniecierpliwiona otworzyłam prezent i własnym oczom nie mogłam uwierzyć. Spełniło się moje największe marzenie - łyżwy. Białe, bieluśkie figurówki. W sekundzie miałam je na nogach i już gnałam z jednego końca mieszkania na drugi, do sypialni rodziców, aby pochwalić się tym cudem. Nie mogłam spać resztę nocy i tylko patrzyłam świtu, aby móc je wreszcie wypróbować. Moje miasteczko jest bardzo ubogie w obiekty sportowe. Lodowiska jak brakowało tak nie ma go do dziś. Ale w owym czasie zimy były na tyle mroźne, że oblodzone alejki i górki sprostały moim oczekiwaniom. Później już w szkole jeździłam z przyjaciółką na "prawdziwe" lodowisko do "miasta wojewódzkiego".
Jeju, jak ja marzyłam by móc pędzić na łyżwach, wywijać piruety, fikać i wibrować w rytm muzyki, niestety, cierpię na kompletny brak koordynacji ruchowej:( Jako dziewczynka byłam w stanie jechać jedynie w miarę prosto i, z kapiącym na lód potem, od czasu do czasu, zmieniać kierunek jazdy. Ale za to jazda figurowa na lodzie do dziś jest jedną z moich ulubionych dyscyplin sportowych. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńkochana... ja też pamiętam jak dziś moje pierwsze figurówki... był z nimi jeden mały problem... siostra dostała białe a ja CZARNE!
OdpowiedzUsuńWczorajszą mgłę nad morzem przepędziłam deserem według Twojego przepisu. Dziękuję! Co do łyżew- trudno mi samej na ziemi się utrzymać, a co dopiero na łyżwach...i na lodzie! Lubię sobie jednak popatrzeć, jak inni jeżdżą i zdjęcia lubię takie, jak Twoje. :)
OdpowiedzUsuńA pamiętasz llooka jak te figurówki bosko PACHNIAŁY? I wydawały miły odgłos przy ocieraniu płóz o siebie:)
OdpowiedzUsuńOjej! Troszkę mnie nie było, a tu takie ładne nowości wydawnicze:)
OdpowiedzUsuńNawiązując do poprzedniego posta, wspaniałe zdjęcia, wspaniałe bańki mydlane i cudowna atmosfera leniuchowania...Twoje dzieci muszą być baaardzo szczęśliwe. A jeśli chodzi o łyżwy, to je uwielbiałam, jeździłam na Torwar w każdy wtorek i czwartek, a w między czasie na ślizgawkach osiedlowych wylewanych przed blokami..ale przywołałaś wspomnienia...
serdecznie Cię pozdrawiam
Dobrze tak czasem powspominać, to jest właśnie przedmiotów czar!
OdpowiedzUsuńIwono, dziękuję za wizytę, i Ty wywołałaś mnie do tablicy swoim postem.
Szewczykana - hmm, chyba Ci nie zazdroszczę;)
Izu, cieszę się, że w moim blogu znajdujesz coś dla siebie.
Olla, te figurówki, które są na zdjęciu są moimi drugimi w życiu, ale nie zamieniłabym ich na nowoczesne. Sentyment.
Elisse - ja też wychowałam się w bloku, ale nie było jak jazda z całą ferajną osiedlową.
Pozdrawiam Was dziewczęta!
A ja... boję się łyżew. Parę lat temu konkretnie się połamałam przy okazji pierwszej styczności z lodowiskiem i łyżwami. Dlatego... zdjęcia ładne, ale łyżwy już nie dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuńZ sentymentem popatrzyłam na te Twoje łyżwy.W podstawówce,całą zimę przejeżdzilismy na łyżwach.No jeśli już zamarzł pobliski stawik.Kiedyś zimy były faktycznie inne...
OdpowiedzUsuńUmiałam jeżdzić ale łyżew na nogach nie miałam jakieś 17-18 lat.
Chyba nie poradziłabym sobie teraz...
Ach te wspomnienia...
OdpowiedzUsuńFajnie, że Twój post je przywołuje...
Mnie nauczył jeździć na łyżwach mój dziadek ;) Miałam 8 lat, wtedy były prawdziwe zimy, a w okolicy, gdzie mieszkałam nikt nie uprzątał śniegu z chodników. W związku z tym były pokryte grubą warstwą udeptanego śniegu, po którym za rękę prowadzał mnie dziadek, aż opanowałam kroki łyżwowe i byłam gotowa wyjść na prawdziwe lodowisko :)
Pozdrawiam Cie gorąco...
Jazda na łyżwach jest fantastyczna , pobudza naszą energię . Na szczęscie u mnie są lodowiska aż dwa ( chociaż to tylko dwa )bo dużo chętnych jest , ale jeździłam już tej zimy i uczyłam moją córeczkę która zapałała wielką miłością do łyżew i super , bo teraz u mnie w rodzince już jeżdżą wszyscy , więc jak wyjdziemy na lód to się tłok robi :-)
OdpowiedzUsuńBeautiful photos! Lovely setting!
OdpowiedzUsuńHave a nice evening!
Vale
Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam łyżwy na nogach ,chyba w szkole podstawowej . Faktem jest ,że zimy były wtedy mroźniejsze i można było jeździć na stawach ( sztucznych lodowisk brak)Fajnie powspominać , w przyszłym roku może córkę nauczę ,bo chętna jest okrutnie .
OdpowiedzUsuńAle wywolalas lyzwiarskich wspomnien:), milo poczytac.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Elisse, jezdzilam w dziecinstwie na Torwar, a czasami tez na Stegny z moim Tata, ach to byly czasy:)).
Potem przestalam i teraz juz nie jezdze, chociaz lyzwy czekaja na mnie w domu rodzicow. Moze kiedys je zabiore;)...
Zdjecia bardzo mi sie podobaja.
Pozdrowienia:).