W powietrzu czuć jesień. Po polach snuje się zapach pieczonych ziemniaków. Dym jest zwiastunem końca lata. Wypalanie traw, ciągle obecne, nie budzi we mnie zachwytu. Ale wykopki zakończone zwęglonym ziemniaczkiem, to kropka nad i. Pamiętam jak babcia gotowała dla świń obierki ziemniaków. Wszyscy wkoło mówili, ale śmierdzi, tylko nie ja;). Dla mnie wieś to wspomnienie nie tyle sielanki, co ciężkiej pracy moich rodziców i dziadków. Dzisiaj jestem mieszczuchem marzącym o domku na wsi. Ale czy z całym inwentarzem? Na pewno nie...
hahhaha ze mnie tez babcia sie śmiała,że lubie zapach parowanych ziemniaków dla świń.
OdpowiedzUsuńDzisiaj na spacerze z moimi chłopcami przechodziliśmy przez pola..marchewki ,ziemniaki,kapusta.Śmiać mi się chciało jak starszy powiedział:mamo ja nie jadłem nigdy ziemniaków z pola tylko ze sklepu;)pozdrawiam
:D kurcze nie wiem jak to się działo ale ja też lubiłam ten zapach:D
OdpowiedzUsuńno i świetny tytuł:)
pozdrawiam i zapraszam do siebie;)
J.
Mamy takie same wspomnienia Looko...najcenniejsze!
OdpowiedzUsuńZaraz po sianokosach i żniwach,jak na przyczepie w stogu siana się jechało,albo po strychu na boso w ziarnach pszenicy kąpało...ech...co nasze dzieci wiedzą o ziemniakach...że ze sklepu są:):)
Martu mnie rozbawiła!
Pozdrawiam jesiennie!
Nie wiem co Ty ze mną wyrabiasz, ale czasami jak widzę Twoje zdjęcia to mam świeczki w oczach...
OdpowiedzUsuńPamiętam zapach zagotowanych obierek ze zlewkami i akurat zawsze wtedy wracałam głodna ze szkoły... gnałam na obiad jak głupia :)
Jeździć "ogórkiem" na wykopki, kończące się jedzeniem zwęglonego ziemniaka - uwielbiałam!
Całuski dla Was:)
Zapachy to najglebsze wspomnienia z dziecinstwa, dom pachnial mlekiem, swiezym maslem ubijanym przez nasze babcie, cieplym chlebem. Kazda pora roku miala swoje specyficzne zapachy, ktore weszly nam w krew i dobrze bo tak ma byc, to spadek po naszych bliskich i cos, co nas z nimi na zawsze polaczylo :)
OdpowiedzUsuńojj tak na wsi jest specyficzny zapach, niektórych może drażni, ale ma swój urok ;-)
OdpowiedzUsuńno niesamowite... ile nas jest! przyłączam się do fanek zapachu tych ziemniaków :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Bez zbędnych słów - piękne!
OdpowiedzUsuńWspaniale zdjecia.
OdpowiedzUsuńZapach ziemniaków z ogniska (świń dziadek nie miał, miał kury) to także moje wspomnienie z dzieciństwa. To był najpiękniejszy moment każdych wykopków! Dziękuję za obudzenie tych wspomnień :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńja się pochwalę,że jeszcze byłam wielką szczęściarą przez 3 tygodnie w roku:)2 tygodnie ferii i tydzien w wakacje zjadałam codziennie ziemniaki pieczone w popielniku kuchenki kaflowej.Zagryzałam ogórkami kiszonymi babci (ja takich nie potrafię zrobić) i popijałam na noc ciepłym mlekiem od krowy.Babcia żegnała się lewa ręką czekając na sensacje żołądkowe,a mi nic nie było:)
OdpowiedzUsuńWiesz niezwykle klimatycznie to ujęłłaś.Przywrociłaś mi cudowne wspomnienia.Kosz z ziemnakami był ciężki -jednak ziemnaczki z solą i masełkiem wyjete z badyli mniam.Próbowałam zapiekać na grilu jednak w folii z masełkiem czosnkowym -jednak nie umywa sie smakiem.Dobrze że wspomnień nie da sie ukraść!!Pozdrówka-aga
OdpowiedzUsuńNo proszę, a ja myślałam, że sensację wywołam tym umiłowaniem zapachu świńskiego jadła;)A tu tyle amatorek:)
OdpowiedzUsuńLambi ja też zawsze się robiłam głodna jak czułam ten zapach...
Martu tymi ziemniakami z pola mnie rozbawiłaś:)!
Dziękuję Wam, że dzielicie się ze mną swoimi wspomnieniami!
Cudne zdjęcia, ja ostatnio kupiłam woras prosto z pola!
OdpowiedzUsuńDomek na wsi...Hmmm...też tak sobie marzę:)
OdpowiedzUsuńIlooko widzę ,że podobne marzenia mamy ;)
OdpowiedzUsuńA babcine, ziemniaczane papki dla zwierząt, też mi zaświtały i wcale źle mi się nie kojarzą.
Och, jak fanjnie mieć takie wspomnienia - moja babcia to mieszczuch i zawsze po wakacjach zazdrościłam kolezankom opowieści o życiu na wsi...do tej pory mi żal...i nadrabiam wyjazdami na agroturystykę...choć to nie to samo...zdjęcia są przepiękne!
OdpowiedzUsuńuwielbiam Twije zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńpozdrówki!
jakie to jest dziwne i niesamowite, potrafimy zachwycać się wykopkami choć kiedyś uważano je za coś z czym nie chciał się mieć nic wspólnego. czasy się zmieniają a niektórzy potrafią dostrzec piękno we wszystkim - i to jest cudowne,pozdrawiam, ewa
OdpowiedzUsuńAle wóz! Niesamowity i taki jak z bajki z tym błękitem:)
OdpowiedzUsuńCo roku fotografuję wykopki. Wozy, worki z ziemniakami i staruszków sąsiadów, którzy jeszcze są, ale już niedługo odejdą.
OdpowiedzUsuńZapach ziemniaków z parnika - bezkonkurencyjny! :)
Choć od urodzenia jestem "miastowa babka", a moi rodzice również byli mieszczuchami, ja pokochałam wieś całym sercem w pełnym tego słowa znaczeniu.
OdpowiedzUsuńZiemniaki z parnika zjadałam razem ze świnkami, tzn. one z koryta, a ja z ręki ;))
Nigdy nie przeszkadzał mi "zapach" końskiego łajna, ani nie odrażał widok mało sympatycznych krowich "placków" ;)
Ot taka ze mnie właśnie MIASTOWA BABKA :)
Pozdrawiam serdecznie
Jak dobrze, że zachwyt "zachodem" nam minął...Czytając Wasze wpisy uśmiecham się na myśl, że wszyscy z łezką w oku wspominają obrazki i zapachy z dzieciństwa...Ja również...I strasznie żałuje, że moje dziecko wychowało się w mieście...I jeszcze mam nadzieję, że kiedyś marzenia o domku na wsi staną się rzeczywistością.Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńoj przywołałaś mi zapach tych wszelkich pokarmów w wiadrach, w korytkach... siekałam kiedys pokrzywę dla świnek , nosiłam im gotowane obierki. A to wszystko było kiedyś codziennością dla mojej Kochanej Babci ...
OdpowiedzUsuńUwielbiam zapach ogniska , pieczone ziemniaczki ...ech... ten popiół ... zapach paleniska we włosach , w ubraniach ... to dopiero klimaty... wykopki- no cóż - bywają męczące, ale wizja ogniska tuż po nich - to dopiero jest motywacja. Pozdrawiam serdecznie , miłego dnia
Uwielbiam wykopki :) Pamietam jak jezdzilismy do rodziny na wsi pomagac im w pracy. Fajnie bylo :) Ziemia tak pieknie pachniala ziemniakami...
OdpowiedzUsuńMilego dnia.
piękne zdjęcia, jak chodziłam do podstawówki zawsze rodzina zjeżdżała się na wykopki do mojej babci....:)
OdpowiedzUsuńPiękna ta Twoja jesień:) wywołujesz wspomnienia:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Piękny post i bardzo ciekawe komentarze. Przywołały zapach i smak pieczonych ziemniaków :)
OdpowiedzUsuńPamiętam wykopki!!!Taki wóz i kopaczkę...
OdpowiedzUsuńMiło powspominać teraz ale wtedy,gdy trzeba było zbierać,a tak sie nie chciało, wcale mi miło nie było (hehe)
Buziaki
Fajne wspomnienia... Moje też bardzo podobne do Twoich i cieszę się, że tyle nas tym samych się zachwyca ;)))
OdpowiedzUsuńMoja babcia nie miała pola, ale zapachy ogniska uwielbiam do dziś i te zwęglone ziemniaczki - ach !!!
OdpowiedzUsuńLubię dymy jesienne - i mgły poranne.
Niby zwykła przyczepka z ziemniakami, a pokazałaś w niej magię!
Dziękuję za ciepłe słowa na moim blogu.
Całusy.
Mamy podobne wspomnienia i podobne marzenia, choc jest mi w mieście wygodnie to marzę o domku ... Jak zwykle piękne zdjęcia. Oprócz pieczonych ziemniaków jesiennym przysmakiem z okolic jury krakowsko-czestochowskiej są tzw, pieczonki lub garniec czyli ziemniaki, buraki, kiełbaska i co tam jeszcze mamy do żeliwnego garnka na nózkach, przykrywa sie lisciem kapusty, specjalną łączoną przykrywką i stawia się na dwie godziny do ognicha. Pyszności.
OdpowiedzUsuńTaaakkk... Wykopki i cały rytuał z tym związany, zwoływanie okolicznych sąsiadów i wspólna praca na jednym polu, potem na drugim i kolejnym, a potem uczta dla spracowanych ale i zadowolonych i uśmiechniętych pomagających... To też wspomnienia z mojego dzieciństwa - jakby nie było - bardzo miłe :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń